Właściwe nazewnictwo
Tak, konieczne jest właściwe nazewnictwo. Bo oryginalnie zadane przez moją Czytelniczkę pytanie brzmiało: „jak szybko schudnąć 5 kg?”. A powinno być „jak TRWALE schudnąć 5 kg.
Dodatkowo należy wyjaśnić, że „szybko” to się nic nie da. I choćbyś się człowieku katował i głodował, to się w taki tydzień np. NIE DA i kropka. Bo organizm to jest mega mądrzejsza bestia od swojego właściciela i swoje sposoby na to „szybkie odchudzanie” ma.
Poza tym, nawet jak jakimś cudem zrzucisz te 5 kg w tydzień, to doświadczenie wielu, nauka i cały świat Ci zagwarantuje efekt Jo-jo i spowodowaną nim depresję.
Zatem olej „szybko”, olej „w tydzień”. Jak Cię termin nagli, to po prostu kup większe spodnie, tudzież kieckę, na plaży czuj się jak modelka plus size, a do odchudzania podejdź mądrze. Bo „co nagle, to po diable”. Chociaż zaraz sprzedam Ci patent na dość szybkie i mądre zarazem odchudzanie. Już za chwileczkę…
Co mówią dietetycy?
Ano dietetycy to z matematyczną precyzją wyliczą Ci kalorie. No i dla większości ma to ogromne znaczenie i brzmi poważnie, a potem drukujesz rozpiskę z kalorycznością produktów, wieszasz ją na lodówce, a jak wyjdziesz ze znajomymi, to przeszukujesz pamięć i pustka. W rezultacie nie pamiętasz przecież tej kaloryczności i albo jesz co chcesz, bo olewasz temat, albo nie jesz nic, bo jesteś na diecie i rozpiski zapomniałaś.
No, ale jak to liczą?
1kg tłuszczu = 9000 kalorii
9000/7 dni tygodnia = 1285 kalorii
Zakładając, że Twoje dzienne spożycie wynosi około 2000 kalorii, to po odjęciu tych 1285 kcal, padłabyś śmiercią nienaturalną zanim zdążyłabyś schudnąć. Bo pozostałe 715 kalorii to Ci nawet na oddychanie i leżenie plackiem nie wystarczy! Tak, potrzebujemy energii nomen omen liczonej w kaloriach, do oddychania, do mrugania okiem, do pracy serca, do trawienia, do produkcji krwi, hormonów. No potrzebujemy żyć i już. Leżąc plackiem, oddychając jedynie i czasem otwierając oczy, potrzebujemy aż 800 – 900 kcal dziennie.
Dlatego tak słabe są wszystkie diety cud ograniczające kaloryczność do 1000 lub 1200 kalorii. Wprawdzie moja osobista Mama była kiedyś na takiej diecie (byłam wtedy dzieckiem) i nawet schudła, ale nie dość, że się głodziła, to na dodatek w ekspresowym tempie pojawiły się zawroty głowy i chyba też omdlenia.
Zatem diety cud są do bani!!
Aktywność fizyczna
Wszystko fajnie. I nawet jak dobrze poszukasz w necie, to Cię odpowiednio zmotywują do tej aktywności i nawet ochoczo poćwiczysz, bo mega fajnie jest się czasem poruszać. Ale żeby akurat to w nawyk weszło, to chyba najtrudniej.
Na przykład mój #projektbieganie leży odłogiem, bo o regularności to ja raczej nie mogę tu mówić. Owszem biegam, ale czasem, a nawet bardzo czasem. Bo czasu mi nie starcza. Pół dnia siedzę na czterech literach w pracy, potem autkiem po zakupy, potem idę kawałeczek do niani po dziecko, a potem to już na nogach, bo gotowanie, bujanie, bieganie z dzieckiem, #projektogród trzeba w międzyczasie obrobić, zgarnąć zabawki z całej chaty i zanieść na miejsce = kilkadziesiąt kursów przez dom w tę i z powrotem, pranie ogarnąć, itp. Odkurza za mnie roomba (wielkie dzięki wynalazcy tego urządzenia!). Tak więc nalatam się i ani na siłkę, ani na bieganie nie mam czasu i często nawet chęci. A jak się nawet chęci znajdą, to spadnie deszcz…
Rozwiązanie, czyli jak schudnąć 5 kg!
No dobra, to do brzegu.
NAWYKI!!! Tylko zmiana nawyków coś da i kropka. I to da na stałe. Ale to już pewnie wszędzie czytałaś. I rację mają, bo jak nie zaczniesz jeść normalnie, to nie schudniesz trwale i już. I wbić to do głowy trzeba i się nauczyć i przestać mówić, że się jest na diecie, bo to słowo do mega bani jest. I strasznie wkurza mnie u moich pacjentów, jak mówią, że są na diecie albo że muszą 3/4 dnia stać w kuchni, bo TO jedzenie trzeba przygotowywać. No, nastawienie tutaj akurat niebagatelne ma znaczenie. Bo jak się nieodpowiednio do tej „diety” nastawisz, to niestety całe życie będziesz na tę dietę „skazana”. A czy o to naprawdę chodzi, żeby być na coś „skazaną”?
O nawykach pisałam TUTAJ. Jest to trwała zmiana diety z uwzględnieniem własnych zachcianek. To znaczy, najpierw naucz się nowych nawyków, a potem na ich podstawie możesz mieć „zachcianki” 😀
Łudzę się jednak, że to nie będzie golonka (bleeeej)
Gęstość odżywcza – rozwiązanie „na szybko”
Najlepsze i najsmaczniejsze na koniec.
Posłużę się tu porównaniem Mateusza Żłobińskiego z bloga salaterka.pl (choć on pewnie się o tym nie dowie).
Ile kalorii ma 5 plasterków żółtego sera? – 460 kcal
A ile kalorii ma 17 pomidorów? – 460 kcal
A jak zjesz te 5 plasterków sera, to po jakim czasie będziesz głodna? – za chwilę
A jak dasz radę zjeść te 17 pomidorów, to po jakim czasie będziesz głodna? – tu wpisz własną odpowiedź (ale najpierw zjedz te 17 pomidorów i poczekaj).
Zatem, jak chcesz olać kaloryczność (czyli nie nosić ze sobą rozpiski od dietetyka) i nie głodować (czyli olać diety cud po 1000 kcal) i ruszać się kiedy możesz i masz czas (i nie mieć w związku z tym wyrzutów sumienia, ale zakładamy, że jednak się ruszasz, bo to fajne) – to jedz warzywa!
Warzywa mają bardzo niską kaloryczność i wysoką gęstość odżywczą. A w formie surowej to już w ogóle! Nieprzetworzone warzywa, czyli nie gotowane, nie parowane, ale ze smakiem schrupane świetnie wypełnią żołądek i odżywią organizm.
Czyli na talerz kładziemy 60% surowych warzyw i 40% kaszy lub duszonych warzyw ze strączkami lub mięsa. Zawsze pamiętaj, żeby 60% tego co jesz na każdy posiłek było surowym warzywem. Jeśli nie jesz mięsa w ogóle, pamiętaj o suplementacji B12! Dodaj do tego odpowiednią ilość wody (już wiesz, że minimum 1,5 l dziennie). Woda pomoże usunąć co trzeba z jelit, a przy diecie wysoko błonnikowej, czyli wysoko warzywnej, jest to KONIECZNOŚĆ!
Ot całe rozwiązanie!
Wyrzuć z głowy myśl, że „na sałacie” będziesz głodna, ale za to zwiększ ilość tej sałaty. Jedz różnorodnie – mam na myśli – jedz różne warzywa.
W warzywach znajdziesz wszystkie składniki, których Twój organizm potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania, do życia w zdrowiu.
Taka dygresja mała: Jakiś czas temu odwiedziłam Mamę w pracy. Skarżyła się, że nie ma nic na śniadanie i że powoli robi się głodna. Przy okazji pochwaliła się, że udało się jej zdobyć kilka kilogramów truskawek od rolnika. No to jej mówię, żeby te truskawki na śniadanie zjadła. Odpowiedziała, że się nie naje do syta. Spytałam o jakiej ilości truskawek mówimy, bo jak zje wszystko, co ma pod biurkiem, to na bank się naje, ba! raczej nie da rady aż tyle zjeść!
Myśl mojej Mamy – zawiozę te truskawki do domu i zamrożę, a teraz biedna głodować będę, albo pójdę kupić bułkę jakąś i się zapcham.
Moja myśl – nosz kurde, tyle pysznego, superowego żarcia pod biurkiem stoi, pachnie i kusi – ZJEDZ to i nie głoduj, bo to przecież bez sensu! Niskokaloryczne, mnóstwo witamin, wapna, WSZYSTKIEGO!!!
Musiałam stamtąd wyjść, bo to nie na moje nerwy…
Wniosek dla Ciebie wyciągnę ja – zmienić trzeba myślenie….
Wprowadź warzywną podstawę w swojej kuchni:
- będziesz szczuplejsza, ale w naturalny sposób (i w zasadzie najszybszy)
- unikniesz efektu jo-jo (bo schudniesz do wagi odpowiedniej dla Twojego organizmu)
- będziesz zdrowsza, bo dostarczysz sobie wszystkich witamin i mikro, czy makroelementów, których potrzebujesz
- niebywale wzrośnie Twoja energiczność i ochota do życia – i to mogę potwierdzić osobiście!
- będziesz szczęśliwa, bo i zdrowa, i szczupła, i energiczna
No same superlatywy! Tylko jak zacząć?
- rusz dupę, bo nikt tego za Ciebie nie zrobi! Jak potrzebujesz motywacji – znajdziesz ją teraz wszędzie, ale najlepsza jest motywacja wewnętrzna, czyli Twój własny, osobisty cel. Zdrowie, wygląd, nowa kiecka – cokolwiek, ale Twoje własne! Zwizualizuj to sobie, zaciśnij zęby i zacznij. Po prostu zacznij, dalej już samo pójdzie. A jak czasem Ci się noga powinie, nie obwiniaj się i nie miej wyrzutów sumienia, przy założeniu, że trzymasz podstawę (czyli 60% surowych warzyw),
- stwórz własną książkę kucharską z szybkimi przepisami z produktów które lubisz (warzyw, kasz, strączków i niech Ci będzie – z białego mięsa) i które będą spełniały jedną zasadę – różnorodności,
- załóż plan 3-miesięczny na zmianę nawyków (niby 66 dni wystarczy, ale sama wiesz, jak różnie bywa). Zaznaczam, że te 5 kilo zrzucisz wcześniej, ale to przecież żaden wynik!
- ciesz się aktywnością fizyczną – czy to będzie spacer z rodziną, czy wspólny wypad na rower, czy nawet odkurzanie (i dom czysty i poćwiczone, czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło)
- szukaj wszędzie pozytywów, nie załamuj się!
- myśl, co robisz! Nie jedź na tzw. „autopilocie”. Czyli planuj, np. za pomocą poniższego plannera. Kupuj dzięki niemu tylko te produkty, których naprawdę potrzebujesz. Miej w domu coś, co możesz zjeść szybko, zamiast zapychać się białą bułą.
Trzymam za Ciebie kciuki! Daj znać w komentarzu jak Ci poszło!